Lepsze życie

Obrazek użytkownika Bielinski
Humor i satyra

Wiele nowego się dzieje. Kryzys klimatyczny, ocieplenie klimatu, huragany, tajfuny oraz trzęsienia ziemi, temperatura bije kolejne rekordy. Dlatego ja, Wacek – blogier postępowy – również zmieniam siebie i swoje otoczenie. Po pierwsze zostałem wegetarianinem – weganinem to nie, przesada, lubię jajka i jajecznicę – ale zostałem wegetarianinem przez co ograniczam mój ślad węglowy. Wczoraj zjadłem schabowego z kapustą i ziemniaczkami, pyszny obiadek, dziś chyba sobie pójdę na hamburgera, prawie wegańskiego. Te wegańskie mięsa, czy niby wędliny, są obrzydliwe. Ileż możne żreć tej fasoli albo bobu, albo soczewicy? Ale między posiłkami jestem wegetarianinem. Początkowo serio wziąłem się za dietę wegetariańską. Od żarcia fasoli i soczewicy miałem takie gazy, że mało mnie nie rozerwało. Przecież to niezdrowe. Weźmy taką krowę. Żre tylko trawę, a ile ona się napierdzi nim dokona żywota w rzeźni? Ile nawpuszcza do atmosfery metanu, a metan to najmocniejszy związek cieplarniany. Lepsze mięsko, kotlecik, niż fasola i bób. Przysięgam: między obiadami, no i czasem kolacją bądź śniadaniem, wcale nie jadam mięsa ani wędlin. Jestem wegetarianinem, poświęcam się dla dobra naszej planety zwalczając efekt cieplarniany. Prawie weganinem. U nas, postępowców czy lewicowców, takie poświecenie to norma: walczymy przecież o lepsze jutro ludzkości. Bez ofiar nie ma walki, beż walki nie ma zwycięstwa. Efekt cieplarniany w końcu wymsknie się spod kontroli i stopimy się jak skwarki na patelni, jak przepowiedziała złowróżbnie sama super wróżka efektu cieplarnianego przesławna Margaritta ze Szwecji popierdując sobie wesoło. Od tego bobu, soczewicy i innej fasoli. Mniejsza o dietę. Niesmaczny temat.

Po drugie zerwałem ostatecznie z Mordechajem Mordechajowiczem Burumsteinem – wice-naczelnym prześwietnej gazety postępowej moim (byłym) guru duchowym – i z samą gazietą. I tak by mnie nie przyjęli na etat dziennikarza, bo krucho u nich z kasą. Wszystko przez rząd, ten populistyczno, nacjonalistyczny reżim, wybrany przez ciemny tłum zacofanych, głupich, podłych ludzi wykańcza naszą kiedyś tak świetną gazietę poprzez konsekwentne nie umieszczenie w niej ogłoszeń rządowych. Wiem, powinno być: gazeta, ale Mordechaj Mordechajowicz Burumstein przez wszystkie lata konsekwentnie mawia z ruska - gazieta, iż niech już tak zostanie. Przyzwyczajenie to druga natura. Mordechaj Mordechajowicz Burumstein tyle lat mnie mamił tą wizją, jakby machał marchewką przed pyskiem osła. Może i jestem osłem, ale nie aż tak by w końcu nie powiedzieć: dość! Ani kroku wstecz. No pasarán! – jak poiwdadali nasi antenaci, bojownicy o wolnośc, postęp i demokrację socjalostyczną.

Poza tym ostatecznie popsuło się między mną a (kiedyś) wielce szanownym Mordechajem Mordechajowiczem Burumsteinem. Długo by o tym opowiadać. Pomijam tu ustawiczne kpiny, szyderstwa oraz ordynarne wyzwiska, jakich nie szczędził mojej skromnej osobie (kiedyś) wielce szanowny Mordechaj Mordechajowcz, z których jebanaja polskaja swołocz! było jednym z najłagodniejszych. Znosiłem to z godnością bowiem w walce o lepsze jutro człowiek postępu musi wznieść się ponad przyziemne urazy. Poza tym miałem nadzieję na awans na redaktora gaziety. Ale w końcu wszystko się skończyło. Wydarzyło się tu i nieoczekiwane zaproszenie o bufetu na obiad. Mordechaj Mordechajowicz nikogo a szczególnie mnie nie zapraszał, ani za niego nie płacił, a tu mi postawił nie cały obiad, ale swinnuju zupu, jak to nazywał. Powinnam wyczuć podstęp. Zupa od Mordechaja skończyło się dla mnie dramatycznymi, trzema dobami w ubikacji. Było i porysowanie luksusowego mercedesa Mordechaja Mordechajowicza i przebitymi oponami w moim samochodzie. Musiałem kupić cztery nowe opony, bo stare tak pocięto, ze nie dało się ich załatać.

Kroplą, która przelała czarę, było wysmarowanie fekaliami klamki do drzwi wejściowych tajnego mieszkania wielce (kiedyś) szanownego Mordechaja Mordechajowicza Burumsteina. Mordechaj Mordechajowcz, człek wielce przezorny i ostrożny, prócz swojej luksusowej willi ma i tajne mieszkanie na mieście, gdzie robił to, czego nie może robić u siebie, między innymi orgie ze młodymi chłopcami, a to zamówionymi w męskich burdelach, a to złowionymi na dworcu nieletnimi uciekinierami z domów rodzinnych, czy domów dziecka. Tych ostatnich Mordechaj Mordechajowicz cenił szczególnie jako nowych, niezepsutych, często – jak mawiał - świeżynek nie ruszanych. Adres znałem, gdyż Mordechaj Mordechajowaicz jak zawsze ostrożny, często mnie wysyłał na dworzec, bym mu łowił nieletnich chłopców. Miał też innych pomagierów. Służba nie drużba. Czego to człowiek nie musi robić dla lepszego jutra ludzkości i zwalczania efektu cieplarnianego. Mieszkanie to użyczał w wiadomym celu również swoim przyjaciołom, chętnie i za darmo, lecz niezupełnie ze szczerego serca. W mieszkaniu pełno było ukrytych kamer, które wszystko rejestrowały. Mordechaj Mordechajowicz, jak powiadał, bardzo kochał swoich przyjaciół i rad bym im nieba przychylić. Gorzej, gdy przyjaciele biesili się, gdy rozpierał ich słodki chleb przyjaźni, wówczas te filmy, zdjęcia bardzo były pomocne. Nie bez przyczyny Mordechaj Moredechajowicz Burumstein nieodmiennie utrzymuje się na powierzchni niewzruszony niczym skała mimo licznych burz, afer i innych katastrof.

I oto mnie oskarżył Mordechaj Mordechajowicz, że mu klamkę od drzwi fekaliami wysmarowałem, przez co jeszcze swoją koszulę męską casaulową uświnił i garnitur jedwabny, i kaszmirowy płaszcz, bo wytarł w nie swoją uwalaną dłoń. I bezczelnie zażądał zwrotu bodajże 25 tysięcy złotych za swoje straty materialne o moralnych nie wspominając. Czyste oszczerstwo, rzecz jasna, bo nie ja to uczyniłem, klnę się…, nie wiem na co. To nie ja! Przysięgam. Po tych trzech dniach na kiblu miałem kiszki tak puste w środku jak tubka pasty do zębów wyciśnięta przez ostatniego sknerę. Tak jakoś się to potoczyło, bo rozmowa, raczej wrzaski i obelgi Mordechaja spadały na mnie w cztery oczy. Sam nie wiem, jak to się stało, jego głowa uderzyła w moją pięść, potem drugą i znowu. I tak kilka razy. Gdy upadł na moje stopy… Musiałem się uwolnić. Kilka razy mogłem, owszem, niechcący odepchnąć go butem, aż wyszedłem trzasnąwszy drzwiami. Tak nastał koniec wieloletniej przyjaźni. Ja Wacek – blogier postępowy – i (kiedyś) wielce szanowny Mordechaj Mordechajowicz Burumsteim mój (były) guru, przewodnik i opoka duchowa zerwaliśmy wszelkie stosunki.

Nie ma tego złego… Na szczęście mogłem zwrócić się o pomoc w tych ciężkich terminach do nowego przyjaciela Kazika Powiatowego, gwiazdy postępowej telewizji te-fał-emu. Znałem go, bo… wydaje mi się, nie żwbym był pewny, zdaje mi się, że czasami korzystał z ustronnego mieszkania Mordechaja Mordechajowicza. Nie pamiętam dokładnie. Kazik Powiatowy także nie pamiętał bowiem początkowo odrzucił moją pokorną prośbę w dość przyznaję, obcesowych słowach. Atoli przypadkowo z kieszeni wypadły mi jakieś zdjęcia, co ze mnie za niezdara, a w telewizjach trąbili akurat o pedofilach co łowią dzieci na dworcach kolejowych. Sam nie wiem, jak to się stało. Kazik Powiatowy, szołmen słynny z dowcipu i inteligencji, w dobroci serca swego postanowił jednak mi pomoc. I tak zostałem członkiem, to dobre słowo, członkiem zgranego kolektywu słynnej i postępowej telewizji te-fał-emu. Niestety znów bez etatu jako tzw. wolny strzelec, ale zawsze. Mordechaj Mordechajowicz mi nie płacił i tu mi nie płacą, ale to awans z upadającej gaziety do telewizji najlepszej ze wszystkich. Po angielsku TV lub televion. The best TV – jak to pięknie brzmi. Szczera prawda. Lepszej telewizji niż te-fał-emu nie ma i być nie może.

W postępowej telewizji kochają język angielski. Wszędzie słychać słowo „fuck” w różnych wersjach. „You fucking stupid Polack” – powiedział do mnie pierwszego dnia w te-fał-emie mój nowy szef, to jest boss. A ja ani me, ani be. Kupiłem sobie nawet słownik angielski. Tyle że tam używają słów, których nie znajdziesz w słowniku. Jednakże jaka tu jest wspaniała kultura! Oni nawet bluzgi, wyzwiska i najcięższe obelgi rzucają po angielsku! Swoją drogą to niesprawiedliwe takie wyzwiska. Ja przecież tak chciałem być inny, lepszy, postępowy, jak na zachodzie, a tu, co? Znowu ten najgorszy. Nic to, nie zrażam się, nie odpuszczam.

Już pierwszy dzień pracy w najlepszej w świecie telewizji potopowej, w te-fał-emie był niezapomnianym przeżyciem. Zaraz po przyjściu do pracy poszedłem do Kazia Powiatowego, aby mu podziękować za protekcję. Właśnie przygotowywał się do nowego tolk-szou. Niestety sekretarka nie dopuściła mnie do gwiazdora, kaczora. Przepraszam za ten zarcik językowy. Kilka godzin później przypadkiem spotkałem Kazia Powiatowego na korytarzu. Na mój widok Kazio skrzywił się jakby wypił sok z cytryny i odwrócił oczy do ściany. Przejdzie mu gniew. Z czasem mnie, Wacka, doceni. I naszą przyjaźń. Jak mawia Mordechaj Mordechajowicz Burumstein – o druzija nada dbat’sia. W walce o świetlaną przyszłość nie ma sentymentów. A ja mam jeszcze kilka zdjęć, pamiątek po Mordechaju Mordechajowiczu Burumsteinie, choć akurat on nie ma pojęcia, że ja je mam. O przyjaciół trzeba dbać. Tego się nauczyłem od wielce szanownego Mordechaja Mordechajowicza. Nic tak nie umacnia przyjaźni jak zdjęcia czy filmy. Lub inne dowody.

My lewicowcy, musimy trzymać się razem, by czynić dobrze innym a zwłaszcza sobie. Wolność, równość, braterstwo – to nasze hasła. Bez chwili wytchnienia zwalczmy nietolerancję, ksenofobię i homofobię, rasizm i faszyzm, przesądy światło ćmiące i tzw. wiarę. Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Dlatego my, lewicowcy, musimy wiele sobie wybaczać. Oto sławny prezenter dziennika telewizyjnego o aksamitnym głosie wsławiony walką o praworządność, którą lamie prawicowy rząd, hamuje przed głównym wejście naszej TV z piskiem opon swoim nowiutkim BMW z najwyższej póki a policjanci trzymający wartę uśmiechają się tyko życzliwie na powitanie. Choć wszyscy wiedzą, że prezenter nie ma prawa jazdy, które mu odebrano lata temu. I co? Nic. To jest wolność.

Szef dziennika wchodzi do newsroomu. Dziennikarki, same młode i ładne dziewczyny, pochylają się nad monitorami komputerów. Szef rozgląda się uważnie, taksująco. Ej, ty! Ty w czerwonej bluzce, chodź tu, ty ruro, bo mi się bzykać chce! Szef z młodą dziennikarką znikają w oszklonym gabinecie. Dobrze, że choć żaluzje opuszczone. Po półgodzinie dziennikarka wraca, nieco zdyszana, zarumieniona, ubranie trochę w nieładzie. Siada na swoim miejscu i wraca do pracy nad artykułem. Zaglądam przez ramię: O mobbinguj i nadużyciach seksualnych w pracy… Dziewczyna wie, o czym pisze. Koledzy patrzą na nią kpiąco. Koleżanki zatopione w pracy, nic nie widzą, nic nie słyszą. Wiedzą swoje: dziś ona, jutro ja. Ale warto się poświęcić. Może i ja trafię na wizję? Do dziennika telewizyjnego? Do pogaduch na śniadanie? Choćby jako pogodynka? Co ma ona, czego nie mam ja? To braterstwo. I siostrzeństwo zarazem.

 W holu straszy mężczyzna z trudem kieruje się do wyjścia. Siwe włosy, siwiejąca broda, szczupła twarz, zaczerwienione oczy. Operator, kamerzysta, od dwudziestu lat pracuje w firmie. Zatrudniony na umowę zlecenie. Miesiąc temu źle się poczuł, poszedł do lekarza. Diagnoza -zaawansowany rak płuc z przerzutami. Okazało się, że nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Firma obiecała płacić składki, ale nie opłacała. Gdy powrócił do pracy, wręczono mu zwolnienie. Dokładnie poinformowano go o rozwiązaniu umowy o pracę. Stary, chory został z niczym. Anulowano mu przepustkę. Firma go wykorzystała, zużyła i wypluła. Po amerykańsku. Taka jest równość.

 Tak to już jest. Nie ma litości na lewicy. Przynajmniej nie dla wszystkich. Dla niektórych, tych na samej górze, tym niczego nie zabraknie. A ostatnich gryzą psy. Ale to inna historia. Aż miło pomyśleć, jak dobrze będzie mi się pracowało w naszej najlepszej, postępowej telewizji, te – fał- emie. Telewizji tak dobrej, że lepszej nie ma i nie będzie. I ja - Wacek - blogier postępowy – doczekałem tego zaszczytu. Jednocześnie największego wyzwania. Jestem młody, zdrowy, nie jestem kobietą, no i nie mam raka. I nic mnie nie zbrzydzi dla dobra ludzkości. Nastawiony na sukces. Szkoda tylko, że nie jestem Żydem. Co tam. Jedno jest pewne. Pożegnałem Mordechaja Mordechajowicza Burumsteina, i jego gazietu. Zamknąłem zły rozdział. Przeszłość minęła. Przede mną przyszłość. Otwiera się przede mną nowe, lepsze życie. Jeszcze lepsze życie w nowym, pięknym świecie zamieszkałym przez nowych, pięknych, wyzwolonych i szczęśliwych ludzi.

 

  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (7 głosów)