Akcje marcowe w klasie piątej

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Tata Łukaszka niestety słabo znał angielski. Już kilka razy z tego powodu popadł z przykre sytuacje. Sprawcą niektórych z nich był oczywiście jego syn.
- Tego już za wiele - spienił się tata Łukaszka i zabrał się potajemnie do nauki.
Łukaszek miał problemy w szkole właśnie z angielskim. Także z nauczycielami tego przedmiotu: poprzedniego pana aresztowano, a obecna pani, miała dość oryginalną wymowę. Zaniepokojony tata przeglądał ukradkiem łukaszkowe zeszyty, przy okazji ucząc się nowych słówek. I tak to trwało aż w pewnym momencie zauważył w zeszycie coś, co bardzo zbulwersowało.
- To jest skandal - grzmiał tata Łukaszka jeszcze tego samego dnia siedząc w gabinecie pana dyrektora. - Uczyć dzieci takich świństw!
- Jakich? - zainteresował się pan dyrektor.
- Takich! - eksplodował tata Łukaszka i pokazał zeszyt syna.
- Naked... Ladies...- sylabizował z trudem pan dyrektor.
- Wie pan co to znaczy?
- Moment - pan dyrektor sięgnął po telefon. - Poproszę od siebie jakiegoś nauczyciela angielskiego.
Przyszedł jakiś młody bezczel świeżo po studiach.
- Co to jest? - pan dyrektor dziabnął palcem w zeszyt Łukaszka. - Tu, wśród "słówek do zapamiętania"?
- Naked ladies - przeczytał młody bezczel.
- Czy pan widzi, co on obok narysował? - trząsł się ze złości tata Łukaszka. - Gołe baby!
- A powinien narysować ptaka - stwierdził młody bezczel.
- Co... Co pan? - tatę zatkało. - Przecież "naked ladies" oznacza "nagie panie"! Sprawdziłem ze słownikiem w ręku!
- To kiepski ma pan ten słownik - odparł z ogromną pewnością siebie młody bezczel. - "Naked ladies" oznacza zimorodka jesiennego.
Tata Łukaszka wyszedł krzyczą, że nie da robić z siebie idioty i trzasnął drzwiami.
- Niezły kawał - pan dyrektor z uznaniem klepnął młodego bezczela w plecy.
- Kiedy to prawda - upierał się bezczel.
- Dobra, dobra, kolego, on już poszedł, nie musi już pan udawać...
Potem cała szkoła mówiła o tym, jak Łukaszek doprowadził do szału pana od matematyki. Zaczęło się niewinnie.
- Siedem razy dziewięć?
- Dziewięćdziesiąt cztery - odparł spokojnie Gruby Maciek.
- Sześćdziesiąt trzy! Ty tępoto! Wszyscy to wiedzą!
- Czy ja muszę być taki jak wszyscy? - zapytał Łukaszek. - Czy nie stać mnie na coś swojego? Człowiek powinien być indywiduum, a nie ciemna masa.
Marzec kończył się ciepłą pogodą. Duża część ludności miasta przesiadła się na rowery. Ale grono pedagogiczne ze szkoły Łukaszka nadal trzymało się starych przyzwyczajeń i dojeżdżało komunikacją miejską lub własnym autem.
- Nie stać mnie na jeżdżenie rowerem - stwierdziła ze smutkiem pani wicedyrektor wysiadając z nowego autka.
- Jeżdżąc na rowerze utraciłbym autorytet w oczach uczniów - stwierdziła pani pedagog idąc na autobus.
Jedynie ksiądz katecheta ojciec Eureksjusz przesiadł się na rower i śmigał na nim prędko, a wiatr wydymał jego sutannę.
- Prawie jak Batman! - zachwycił się okularnik z trzeciej ławki. Ksiądz to usłyszał, zrobiło mu się miło na sercu i popisał się efektownym slalomem. Niestety, podstępny wiatr skotłował mu sutannę i wkręcił ją prosto w rowerowy łańcuch. Ksiądz zahamował i rzucił parę słów, które księdzu raczej nie przystoją.
- Prawie jak mój stary! - zachwycił się Gruby Maciek.
- Teraz już wiem, dlaczego księża noszą czarne sutanny - rzekł z namysłem Łukaszek.
- Dlaczego??? - zdziwił się ojciec Eureksjusz.
- Bo z białej nie zeszłyby ślady smaru z łańcucha...
A na koniec, na sam koniec miesiąca, pan dyrektor podczas apelu oznajmił:
- Gimnazja jednak będą. Ale darmowe tylko dla pierworodnych. Każde następne dziecko w rodzinie będzie musiało płacić...

Brak głosów