Kiedy szanujący się andrus przygładzał plerezę à la Elvis Presley i wkładał krawat z małpą wspinającą się po palmie, oznaczało to, że udaje się na całonocną kimę, czyli zabawę w Małpim Gaju. Do Parku Jordana, gdzie w każdą sobotę i niedzielę grała orkiestra Kazimierza Syski, chadzało pół Krakowa; od Zwierzyńca i Krowodrzy po Podgórze. Zwykły ubaw, czyli danzing kończył się o godz. 22, kima zaś...