Ksiązka na czasie

Obrazek użytkownika Anonymous
Inne

Książka Jagwigi Staniszkis "Antropologia władzy" to chyba dobra lektura na czas rozmów o ostatnim orzeczeniu TK ws nadztżedności konstytucji wzgledem prawa UE. Ja przegladalem ja kilka lat temu z troche innych powodów (i wtedy oceniłem jako mało uzyteczną), ale nie sądziłem,że kiedys do niej wrócę. Ja informację znalazłem na FB (jest tam równiez spory komentarz,  który zachęcił mnie do pozyczenia książki). Dziś, ze względu na sugestię wspomnianego komentarza spróbuję jeszcze raz ją przejrzeć (przeczytać), bo te związki "charakteru narodowego" czy kultury z polityką (nadzrzędnośc kultury) bardzo mnie zaciekawiły. Nie wiem jak wstawic dokładny link  (ten wstawiony jest do profilu Autora) więc na wszelki wypadek kopiuje cały wpis Autora (Andrzej Kozicki) z FB"

"Jadwiga Staniszkis 2009: Antropologia władzy. Między Traktatem Lizbońskim a kryzysem.

Prorocza książka Staniszkis o tym, że wybuchnie spór między Warszawą a Brukselą właśnie o sądy i będzie miał charakter binarny, czyli zakończy się zwycięstwem tylko jednej ze stron.

Wszystkie książki Staniszkis są niedoceniane. Bo w Polsce brak takiej elity urzędniczej wyższego szczebla, która by miała jednocześnie sporo czasu wolnego i zakumulowany kapitał. A taka właśnie elita powinna rządzić państwem. Historię mamy jaką mamy, więc brak nam takiej warstwy, mamy państwo z kartonu, a Staniszkis nikt nie ma czasu i nerwów czytać. Kiedy wybuchł spór o sądy, to nikt z publicystów czy prawników sobie nie przypomniał, co pisała, no bo właśnie nikt jej nie czytał.

Teza Staniszkis ubrana jest w szatę filozoficzną (jak zawsze u niej), a mianowicie, że porządki prawne Europy Zachodniej z jednej, a Europy Środkowej i Wschodniej z drugiej strony są niekompatybilne na poziomie kulturowo-filozoficznym, a to kultura definiuje politykę. Na Zachodzie - to punkt kluczowy Staniszkis - nastąpił "przełom nominalistyczny" w późnym średniowieczu, czyli nastąpiło odmówienie absolutowi ingerowania w sferę prawa - co było podglebiem Reformacji. Stąd się wziął Hobbes z arbitralnością władzy, Spinoza z umową społeczną między Mojżeszem a Żydami, którym Bóg tylko przypatruje się z chmurki, i stąd się wziął Kant z rozumem praktycznym.

Teza brzmi więc tak, że zapisana w Traktacie Lizbońskim arbitralność norm i logika wielowartościowa są nie do pogodzenia z systemami prawnymi państw środkowo- i wschodnioeuropejskich, w których dominują Arystetelesowskie sylogizmy. Prawda - co prawda - w komunizmie była zmienna, ustalana zgodnie z etapem, ale zawsze miała zawartą w sobie opozycję, która tkwiła w błędzie. Nie było miejsca na niepewność. Prawda zaś tomistyczna jest równoznaczna z moralną, a więc niezmienna. Nie bez powodu polski

ksiądz Karol Wojtyła w swoim doktoracie o Kancie doszedł do tego, że jednak Kant jest nie do pogodzenia z katolicyzmem. To nie wzięło się Wojtyle znikąd.

Wreszcie Traktat Lizboński nałożył zadanie harmonizacji sprzecznych norm na Trybunał w Luksemburgu (TSUE), a więc to tu musi rozegrać się walna bitwa - wieszczyła (trafnie!) Staniszkis - między brukselskimi, uprawiającymi jogę, urzędnikami wysokiego szczebla, a rządem w Warszawie, któremu z musu przyjdzie reprezentować homogeniczną kulturę katolicką, nieznającą alternatywy dla tomizmu. (Bo owszem, Jan Woleński przetłumaczył H.L.A. Harta na polski, ale nie znam ani jednego prawnika, który by to przeczytał, a co dopiero przyswoił).

W swojej książce Staniszkis stanęła po stronie Brukseli i "heterogeniczności etyki w prawie" - że owa arbitralność norm etycznych lepiej "zarządza złożonościami" w świecie, który przekształcił się z hierarchicznego w sieciowy.

W tym ostatnim mnie nie przekonała, a to właśnie z powodu, od którego zaczęła swój wywód - że kultura jest zawsze silniejsza od polityki. Socjalizacja bowiem obecnych rządzących Polską polityków i wyższych urzędników polskich miała miejsce w epoce sprzed uprawiania jogi. Dlatego kulturowo bardziej jest prawdopodobny Polexit, niż dalsze trwanie Unii. Wczorajszy komunikat prasowy - zupełnie desperacki - Komisji Europejskiej, że prawo unijne ma wyższość nad polską Konstytucją tylko to potwierdza. Zderzenie nastąpiło, a jego rezultatem będzie albo wymiana elit rządzących w Polsce (niby kiedy? przecież ledwie sześć lat temu nastąpiła pełna zmiana pokoleniowa w polityce polskiej) albo rozpad Unii Europejskiej (a do tego wystarczy zwykłe głosowanie sejmowe - bo tak sobie wymyśliła swego czasu Platforma z ówczesnym prezydentem Komorowskim).

Czy to znaczy, że Polexit będzie spektakularnym głosowaniem, przed którym ostrzega Tusk, zwołując warszawiaków na wiec na placu Zamkowym? Oczywiście nie. Instytucje miewają trwałość dłuższą, niż ich zdolność działania. Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego zniósł setki lat po zaniku jego funkcji w 1806 roku Napoleon, a Ligę Narodów rozwiązano dopiero w 1945 roku. Tak samo Kaczyńskiemu do niczego nie jest potrzebny Polexit - wystarczy atrofia rozwiązań lizbońskich. Niech Unię rozwiąże ktoś inny."

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)