Wypad w góry, część 4

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Wreszcie rodzina Hiobowskich zdecydowała się na to, po co przyjechali w góry - aby pójść w góry. No to wczesnym rankiem wybrali się w trójkę. To znaczy rodzice Łukaszka i Łukaszek. Siostra Łukaszka powiedziała, że ona jeszcze nie oszalała i tak wcześnie nie wstaje. Spała zatem dalej. Dziadek i babcia wywineli się wiekiem i stanem zdrowia. Schrupali śniadanie przy akompaniamencie łomotu hydrofora i zatonęli w lekturze. Babcia czytała "Opowiadania o Leninie" i płakała ze wzruszenia. Dziadek z kolei czytał nowość, "Bajki o bolszewii".

Po wybuchu rewolucji cała rodzina udała się za granicę, jedynie księżna Natalia została w kraju i pomimo namów nie chciała opuścić kraju. "Przecież ci rewolucjoniści tak charmant wyglądają... Jak oni mogą mi zrobić krzywdę?". Aż we wtorek przyszli rewolucjoniści, bardzo charmant, w płaszczach, z rewolwerami, sprowadzili księżną do piwnicy i kropnęli ją w potylicę...

Łukaszek nie chciał iść w góry, ale mama powiedziała, żeby nie podawżał jej autorytetu, tata powiedział, że ośmiolatek nie ma nic do gadania i poszli. Po drodze spotkali dwa razy swojego gospodarza, pana Hytroka. Pierwszy raz, gdy wyprzedzał ich swoim skuterkiem z miną "co za frajerzy chodzą pieszo". Drugi raz, gdy siedział pod miejscowym spożywczakiem w otoczeniu podobnych sobie gospodarzy i sączył piwo "Baca".
Rodzice i Łukaszek doszli do końca wsi, gdzie zaczynał się szlak. Tam Łukaszek rzucił się na asfalt i zaczął ryczeć:
- Jak tu na dole pięknie!
Ludzie zaczęli się oglądać, więc rodzice porwali go za ręce i zaciągnęli na szlak. Zanurzyli się kamienistą ścieżką pod górę w las.
Dwie godziny później nadal szli kamienistą ścieżką przez las. Łukaszek rzucał się na trawę, kamienie, obejmował drzewa i z emfazą ryczał:
- Jakie te góry piękne!
Gór nie było widać. Nadal szli pod górę kamienistą dorgą przez las. Krajobraz był identyczny z tym przy końcu wsi.
- Jakie te góry piękne! - płakał Łukaszek biegając z rozpostartymi ramionami wokół zmęczonych rodziców.
Kilka godzin później dotarli na szczyt. W przerwie między drzewami widać było wioskę położoną daleko w dole. Mama Łukaszka przestała wykasływać płuca, tata włożył sobie nitro pod język, spojrzeli zmęczeni i wykrzyknęli zgodnie:
- Jak tam na dole pięknie! - i spojrzeli na Łukaszka, który w geście triumfu skrzyżował ramiona na piersi.
Następnego dnia rodzice poszli na wycieczkę sami. Na niewielką górę. Łukaszek dostał garść bilonu i siedział w kafejce internetowej.

Brak głosów