Kreatywna ksęgowość w rosyjskiej ambasadzie...

Obrazek użytkownika maciej1965
Kraj

Niezależna.pl podała dziś informację, że Rosjanie podliczyli na 11 tyś.$ zniszczenia na terenie swojej ambasady po prowokacji z 11 listopada br. Podała też, że w koszty wliczono spaloną budkę strażniczą, będącą własnością polskiej Policji! W artykule znalazłem też informację, iż koszty dotyczą również zniszczonych aut dyplomatów, o których zaraz po 11 listopada nie było mowy. Koszty jednak z dnia na dzień rosną.

W związku z powyższą informacją przypomniała mi się pewna historia. Z góry zaznaczam, że książkę czytałem dawno, więc mogę odbiegać w swoim opisie od szczegółów (ale nie od meritum).

Wiktor Suworow w "Żołnierzach wolności" opisuje przypadek z najazdu na Czechosłowację. Podczas postoju żołnierzom pewnego oddziału udało się przez nieuwagę czy po pijanemu (na jedno wychodzi) podpalić swój motor. Żeby uniknąć konsekwencji, wymyślili atak niezidentyfikowanych Czechów z koktajlem Mołotowa. W następstwie napisali odpowiedni protokół i posłali go po podpisy w kolejnych kwatermistrzostwach. Na każdym kolejnym etapie biurokracji wojskowej dodawano do strat jeszcze coś. O ile pamiętam motor "doposażono" w kanistry z benzyną, sprzęt radiowy, karabin maszynowy itp. Wyszedł z tego najlepiej uzbrojony i wyekwipowany motocykl w Armii Czerwonej. I kiedy pismo dotarło na najwyższy szczebel, kolejny kwatermistrz zamiast to zakwestionować, dopisał jeszcze jakieś swoje braki i ... zatwierdził protokół zniszczenia.

Stąd też nie zdziwiłbym się, gdyby do kosztów związanych z atakiem na ambasadę ruscy dopisali oprócz samochodów i polskiej budki strażniczej np. przypaloną patelnię z kuchni czy 100 ryz papieru ksero z tajnej kancelarii ambasady.

Ot, jak już mają okazję...

Brak głosów